Nanorak albo Parchowa Zaraza - jedna z plag
bożych, kara za grzechy Światów Zsynchronizowanych, nazywana też
Czwartym Jeźdźcem Apokalipsy. Tyle wykładni kościelnej. Naukowo trudno
ocenić kiedy i jak powstał nanorak. Podejrzewa się, że był jednym z
głównych czynników, które doprowadziły do dysfunkcji cywilizacji
człowieka i upadku Sieci Światów Zsynchronizowanych. Mimo upływu niemal
tysiąca lat Izolacji wciąż jest aktywny. Na szczęście nie zagraża
większości współczesnych systemów - są zbyt prymitywne technologicznie.
Ultrasi mają zaś sposoby, żeby chronić się przed parchową zarazą.
Czym jest nanorak? Jak mógł doprowadzić do zapaści wysoko rozwiniętej cywilizacji?
Według legend avalońskiej Ligii Politechnicznej technologia Światów Zsynchronizowanych była niemal magiczna. Nie używano gwiazdolotów, a mimo to ludzie, towary i informacje błyskawicznie rozprzestrzeniały się po tysiącu światów, wśród tryliardów istot ludzkich i postludzkich. Ansibl (natychmiastowa łączność tachionowa) i transmitery materii (także opierające się na technologii tachjonowej) były być może najbardziej efektownymi elementami cywilizacji. Jednak najpowszechniejszym elementem życia była nanomatyka. Rzeczywistość Światów Zsynchronizowanych była kształtowana jak w krainie snów - kontrolowana od poziomu kwantowego i subatomowego, liczona w jednostkach Plancka.
Nanorak nie był wirusem wyłącznie komputerowym, ani biochemicznym, tylko dziwną, zmienną chimerą obu typów, zarazą infekującą wszystkie systemy nanomatyczne, na których opierała się cywilizacja. Prawdopodobnie jego pochodzenie było obce. Czy miało to związek z wojną z mitycznymi Fomorianami i Berserkami (patrz: Podwójna Wojna - źródła w apokryfach) - xenomorfami / demonami będącymi Pierwszym Jeźdźcem Apokalipsy? Trudno powiedzieć...
Są ludzie, którzy twierdzą, że plaga była pierwszym uderzeniem innego wroga ludzkości - tej samej siły, która stoi za zjawiskiem eksterminacji gatunków wysoko rozwiniętych w Kosmosie.
Nanorak, mimo natychmiastowych przeciwdziałań, błyskawicznie adaptował się do nowych warunków, środków zaradczych, obracał je wręcz przeciwko ludzkości, jakby prowadzony jakąś inteligencją.
Dlaczego parchowa zaraza była tak groźna? W ówczesnych czasach nanomaszyny w różnych formach i konfiguracjach przesycały całe społeczeństwo, większość odłamów ludzkości. Nanożyty roiły się w organizmach ludzkich i zwierzęcych, współtworzyły interfejsy neuralne, wspomagały systemy immunologiczne, mediowały komunikację, nanoboty obecne w atmosferach zurbanizowanych planet produkowały tlen pochłaniając dwutlenek węgla, przeprowadzały terraforming, budowały habitaty orbitalne i utrzymywały ich delikatne ekosystemy w równowadze, nasycały wodę, ziemię, krew, komórki i korę mózgową, wznosiły budynki i strady, kształtowały krajobrazy, przetwarzały odpady. Nanomantyka, choć niezauważalna, kształtowała, obok technologii pól (patrz: krafting i antygrawitor) i zunifikowanej kwantyki, całą rzeczywistość, generowała ją jak czary. Człowiek stał się demiurgiem, zdolnym stworzyć wszystko, dysponować wszystkim na rozkaz myśli.
Kiedy uderzyła, zaraza zabiła miliardy ludzi na miliony różnych, koszmarnych sposobów. Gdyby nanorak zaatakował tylko maszyny straty byłyby mniejsze, podobnie, gdyby nastawił się wyłącznie na destrukcję systemów. Jednak zaraza nie ograniczyła się do destrukcji. Weszła w sferę... sztuki. Sztuki perwersyjnej i sadystycznej. Spowodowała, że maszyny - te mikroskopijne i te gigantyczne (a maszynami było już wszystko - domy, osobiste drobiazgi, implanty, pojazdy, zabawki) zaczęły ewoluować w sposób niekontrolowany i zaczęły tworzyć nowe - dziwaczne układy symbiotyczne. Budynki, zmienione w gotyckie koszmary zamknęły swych mieszkańców w pułapce, nie można było uciec przed ich nieustanną, szaloną i śmiercionośną transfiguracją. Maszyny z komórkach, we krwi, w głowach, w pożywieniu - zrywały pęta i deformowały ludzi, zabijały, przekształcały, groteskowo przetwarzały... Pogrzebani zmarli nadal się rozrastali, łączyli i rozprzestrzeniali, zlewali ze zmutowaną miejską architekturą, krajobrazami...
To były czasy grozy.
Tak mówią legendy.
Nanorak tak osłabił Sieć, zniszczył połączenia i sparaliżował łączność, że pozostałe czynniki dysfunkcji - wojna, lokalne problemy biologiczno - społeczno - gospodarcze, doprowadziły do krachu. Czasy Izolacji, niemal dziesięć wieków, cofnęły ludzkość setki lat w rozwoju. Niektóre planety pogrążyły się w mroku barbarzyństwa, inne jakoś przetrwały z resztami wiedzy, profilaktycznie usuwając całą nanomantykę ze swego życia, przez wieki usuwając ślady po horrorze zarazy. Ludzie pozbywali się maszynowych symbiontów, inni pogrążali się w zimnym śnie, żeby przetrwać czasy chaosu. Jeszcze inni - i tak dzieje się do dziś - nie mogli zyć bez cudów nanomantyki, ale bojąc się zarazy odizolowali się od reszty. Określa sie ich mianem Hermetyków.
Po stuleciach niewielu bez strachu rozwinęło na powrót tą dziedzinę technologii. Widmo nanoraka wciąż pokutowało. Do tego nadeszła krucjata przeciwko maszynom myślącym - Technoklazm, który zadał cios lokalnie odradzającym się ośrodkom technologicznym, unikająym przecież nanomantyki i szukających zupełnie innych kierunków rozwoju. Kościół wykorzytał głęboko zakorzeniony w ludziach strach przed maszynami, przed niezrozumiałą technologią.
Ale to już zupełnie inna historia...
Czym jest nanorak? Jak mógł doprowadzić do zapaści wysoko rozwiniętej cywilizacji?
Według legend avalońskiej Ligii Politechnicznej technologia Światów Zsynchronizowanych była niemal magiczna. Nie używano gwiazdolotów, a mimo to ludzie, towary i informacje błyskawicznie rozprzestrzeniały się po tysiącu światów, wśród tryliardów istot ludzkich i postludzkich. Ansibl (natychmiastowa łączność tachionowa) i transmitery materii (także opierające się na technologii tachjonowej) były być może najbardziej efektownymi elementami cywilizacji. Jednak najpowszechniejszym elementem życia była nanomatyka. Rzeczywistość Światów Zsynchronizowanych była kształtowana jak w krainie snów - kontrolowana od poziomu kwantowego i subatomowego, liczona w jednostkach Plancka.
Nanorak nie był wirusem wyłącznie komputerowym, ani biochemicznym, tylko dziwną, zmienną chimerą obu typów, zarazą infekującą wszystkie systemy nanomatyczne, na których opierała się cywilizacja. Prawdopodobnie jego pochodzenie było obce. Czy miało to związek z wojną z mitycznymi Fomorianami i Berserkami (patrz: Podwójna Wojna - źródła w apokryfach) - xenomorfami / demonami będącymi Pierwszym Jeźdźcem Apokalipsy? Trudno powiedzieć...
Są ludzie, którzy twierdzą, że plaga była pierwszym uderzeniem innego wroga ludzkości - tej samej siły, która stoi za zjawiskiem eksterminacji gatunków wysoko rozwiniętych w Kosmosie.
Nanorak, mimo natychmiastowych przeciwdziałań, błyskawicznie adaptował się do nowych warunków, środków zaradczych, obracał je wręcz przeciwko ludzkości, jakby prowadzony jakąś inteligencją.
Dlaczego parchowa zaraza była tak groźna? W ówczesnych czasach nanomaszyny w różnych formach i konfiguracjach przesycały całe społeczeństwo, większość odłamów ludzkości. Nanożyty roiły się w organizmach ludzkich i zwierzęcych, współtworzyły interfejsy neuralne, wspomagały systemy immunologiczne, mediowały komunikację, nanoboty obecne w atmosferach zurbanizowanych planet produkowały tlen pochłaniając dwutlenek węgla, przeprowadzały terraforming, budowały habitaty orbitalne i utrzymywały ich delikatne ekosystemy w równowadze, nasycały wodę, ziemię, krew, komórki i korę mózgową, wznosiły budynki i strady, kształtowały krajobrazy, przetwarzały odpady. Nanomantyka, choć niezauważalna, kształtowała, obok technologii pól (patrz: krafting i antygrawitor) i zunifikowanej kwantyki, całą rzeczywistość, generowała ją jak czary. Człowiek stał się demiurgiem, zdolnym stworzyć wszystko, dysponować wszystkim na rozkaz myśli.
Kiedy uderzyła, zaraza zabiła miliardy ludzi na miliony różnych, koszmarnych sposobów. Gdyby nanorak zaatakował tylko maszyny straty byłyby mniejsze, podobnie, gdyby nastawił się wyłącznie na destrukcję systemów. Jednak zaraza nie ograniczyła się do destrukcji. Weszła w sferę... sztuki. Sztuki perwersyjnej i sadystycznej. Spowodowała, że maszyny - te mikroskopijne i te gigantyczne (a maszynami było już wszystko - domy, osobiste drobiazgi, implanty, pojazdy, zabawki) zaczęły ewoluować w sposób niekontrolowany i zaczęły tworzyć nowe - dziwaczne układy symbiotyczne. Budynki, zmienione w gotyckie koszmary zamknęły swych mieszkańców w pułapce, nie można było uciec przed ich nieustanną, szaloną i śmiercionośną transfiguracją. Maszyny z komórkach, we krwi, w głowach, w pożywieniu - zrywały pęta i deformowały ludzi, zabijały, przekształcały, groteskowo przetwarzały... Pogrzebani zmarli nadal się rozrastali, łączyli i rozprzestrzeniali, zlewali ze zmutowaną miejską architekturą, krajobrazami...
To były czasy grozy.
Tak mówią legendy.
Nanorak tak osłabił Sieć, zniszczył połączenia i sparaliżował łączność, że pozostałe czynniki dysfunkcji - wojna, lokalne problemy biologiczno - społeczno - gospodarcze, doprowadziły do krachu. Czasy Izolacji, niemal dziesięć wieków, cofnęły ludzkość setki lat w rozwoju. Niektóre planety pogrążyły się w mroku barbarzyństwa, inne jakoś przetrwały z resztami wiedzy, profilaktycznie usuwając całą nanomantykę ze swego życia, przez wieki usuwając ślady po horrorze zarazy. Ludzie pozbywali się maszynowych symbiontów, inni pogrążali się w zimnym śnie, żeby przetrwać czasy chaosu. Jeszcze inni - i tak dzieje się do dziś - nie mogli zyć bez cudów nanomantyki, ale bojąc się zarazy odizolowali się od reszty. Określa sie ich mianem Hermetyków.
Po stuleciach niewielu bez strachu rozwinęło na powrót tą dziedzinę technologii. Widmo nanoraka wciąż pokutowało. Do tego nadeszła krucjata przeciwko maszynom myślącym - Technoklazm, który zadał cios lokalnie odradzającym się ośrodkom technologicznym, unikająym przecież nanomantyki i szukających zupełnie innych kierunków rozwoju. Kościół wykorzytał głęboko zakorzeniony w ludziach strach przed maszynami, przed niezrozumiałą technologią.
Ale to już zupełnie inna historia...